Psycholog radzi: Jak okazywać miłość, aby partner czuł się kochany?
W moim małżeństwie jestem strasznie samotna i nierozumiana. Kiedyś dla mojego męża byłam najważniejsza, a teraz jestem ostatnia w kolejce. Najpierw jest praca, potem golf, futbol, jego rodzina, koledzy, no i wreszcie na końcu – ja. Czasem myślę, że on się nawet cieszy, że jest ze mną, bo zajmuję się domem, dziećmi, ale on to traktuje jako coś oczywistego. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle o mnie nie pamięta. Dostaję od niego dużo prezentów. Pamięta o moich urodzinach, rocznicy ślubu czy walentynkach. Kupuje mi kwiaty zawsze, kiedy wypada to zrobić lub kiedy chce mnie za coś przeprosić, ale to wszystko wydaje mi się takie puste. On nigdy nie ma dla mnie czasu. Nie wychodzimy razem, nie rozmawiamy ze sobą, po prostu niczego nie robimy wspólnie. A ja tak bardzo potrzebuję jego obecności, chociażby tylko leniuchowania, ale we dwoje. Kiedy mówię mu o tym, żeby poświęcał mi więcej czasu, on zawsze twierdzi, że go krytykuję, i mówi, że powinnam być mu wdzięczna, bo nie zdradza mnie, dobrze zarabia i niczego mi nie brakuje. On zawsze myśli tylko o rzeczach materialnych, a mnie to nie wystarcza. Chcę mieć męża, który mnie będzie kochał, poświęcał mi swój czas, dla którego po prostu będę najważniejsza. Karolina
Gdy czujemy się kochani, to świat wydaje nam się piękny i kolorowy. Gorzej jest, gdy pojawia się w nas niepokojące przekonanie, że mąż/żona już nic do nas nie czuje. Jakże często wtedy mylimy się i mając współmałżonka, który świata poza nami nie widzi, zamartwiamy się, że jesteśmy już mu obojętni. A cały problem polega nie na braku miłości, tylko na tym, że on swoją miłość okazuje nam w sposób inny, niż my oczekujemy, w sposób, który dla nas nic nie znaczy i tym samym nie stanowi dla nas potwierdzenia jego/jej szczerego uczucia. A ileż razy my sami staraliśmy się pokazać, jak bardzo męża/żonę kochamy, a w zamian spotykaliśmy się z obojętnością lub nawet pretensjami. Zastanawialiście się, o co tu tak naprawdę chodzi? Psychoterapeuta rodzinny, dr Gary Chapman (The Five Love Languages of Children), zauważył, że każdy człowiek (dorosły i dziecko) posługuje się innymi tzw. kodami (językami) miłości, czyli sposobami wyrażania uczuć do drugiej osoby. Na ogół żona inaczej okazuje miłość i pragnie ją otrzymywać niż jej mąż. To jest normalne, nie świadczy źle o małżonkach, ani też nie skazuje związku na niepowodzenie. Warto jednak wiedzieć, jaki kod miłości samemu najwyżej się ceni i co najwyżej ceni nasz współmałżonek. I właśnie przemawianie do partnera jego językiem jest receptą na udany związek.
Kodów miłości jest pięć, więc miłość możesz wyrażać poprzez: czas, prezenty, słowo, dotyki i pomoc.
1. Wspólnie spędzany czas
Są osoby (tj. nasza bohaterka, Karolina), które czują się kochane tylko wtedy, kiedy współmałżonek wspólnie z nimi spędza czas. One po prostu chcą być z drugą osobą i pragną poświęcenia im uwagi (nawet wykonując najmniejsze czynności). Nie potrzebują być w tym czasie szczególnie adorowane czy zabawiane, one po prostu muszą czuć się zauważone. I nie chodzi tu o przebywanie obok siebie, np. oglądając telewizję, tylko ze sobą.
Nie ma gotowej recepty na to, ile czasu para powinna spędzać razem i jakie ma wybrać zajęcia, ponieważ zależy to od osobowości partnerów, ale mogą to być np.:
• 15-minutowa rozmowa każdego wieczoru o tym, co wydarzyło się ciągu dnia, o tym co myślimy, co czytamy. W rozmowie tej powinniśmy bardziej skoncentrować się na słuchaniu tego, co współmałżonek ma do powiedzenia, niż na mówieniu.
• wspólne posiłki, codzienny zwyczaj wypicia razem filiżanki herbaty
• weekendowe wyjazdy tylko we dwoje np. do miejsc, które są wam bliskie, w których wychowywało się któreś z was. Zadawajcie sobie wtedy pytania o dzieciństwo.
• gra w ulubioną grę planszową, w karty
• przynajmniej 30-minutowe spacery dwa razy w tygodniu
• wspólne oglądanie filmów, sztuk teatralnych, słuchanie koncertów i wymiana myśli na ich temat
• wspólne planowanie nowych rzeczy: ogrodu, położenia nowej tapety...
• wspólne rozważanie spraw najwyższej wagi, dotyczące sensu życia, kontaktu z Bogiem, stosunku do świata itp.
"Efektem ubocznym wspólnie przeżytych chwil są wspomnienia, do których można sięgać w kolejnych latach. To są wspomnienia miłości – zwłaszcza dla osoby, której podstawowym językiem jest wartościowo spędzony czas". (Gary Chapman)
2. Obdarowywanie się prezentami
Jest grupa osób (do których należy mąż Karoliny), które czują się kochane wtedy, gdy otrzymują prezenty, czyli namacalne dowody miłości. Biorąc do ręki podarunek, myślą: "Mąż o mnie pamięta", "Żona o mnie myśli". Same też lubią dawać choćby najdrobniejsze upominki. Nie wolno jednak mylić tego z materializmem, ponieważ najczęściej dla tych osób nie jest ważna cena prezentu, ale to, co za tym stoi tzn. poświęcenie uwagi, wysiłek jaki trzeba włożyć w wyszukanie go, zapakowanie itd.
Jeśli z początku nie wiesz co możesz ofiarować partnerowi, poszukaj pomocy np. u siostry, brata. Zapytaj ich o radę, poproś o towarzyszenie w trakcie zakupów. Po pewnym czasie na pewno będziesz sam umiał znaleźć odpowiedni podarunek. Czasem trzeba się tu wykazać pewną kreatywnością i wielkim rozsądkiem, szczególnie jeśli możliwości finansowe są ograniczone. Postaraj się jednak, aby prezenty, które wybierasz, miały jakiś związek z życiem partnera, jego hobby, zainteresowaniami. Możesz mu także podarować tzw. gift certificate, kupić bilety do kina czy teatru. Wspaniałym prezentem dla męża może być nowa koszula czy piękny krawat, a dla żony pudełko z jej ulubionymi cukierkami. Zasada jest jedna, jeśli wiesz na pewno, że twoja żona/mąż czuje się najbardziej kochana/y wtedy, gdy otrzymuje upominki, to musisz ją/jego obdarowywać jak najczęściej. Jest to twoja najlepsza inwestycja, jaką możesz poczynić, ponieważ inwestujesz w swój związek. A kiedy współmałżonek będzie się czuł kochany, także odpłaci ci się tym samym, czyli miłością.
cd. o słowie, dotyku i pomocy za tydzień
PSYCHOLOG RADZI: Czy warto szanować żonę
"Jesteśmy małżeństwem od 2,5 roku. Mamy dwójkę dzieci – starsze 2 latka, młodsze 8 miesięcy. Mąż pracuje, a ja póki co zajmuję się domem i dziećmi (...) Mój mąż ogólnie jest lubianym człowiekiem , ale w domu nie ma do nas cierpliwości. Strasznie przeklina, wyzywa mnie i dzieci, nie pomaga mi w niczym. Najchętniej przesiedziałby cały dzień oglądając telewizję. Gdy mówię mu, żeby np. wyrzucił śmieci, zaczyna krzyczeć, że znów się czepiam i wyzywa mnie od idiotek" (...) Aneta
Jeśli moższesz wspomóż nasze wydawnictwo
"Pobraliśmy się 12 lat temu. Wziąłem sobie żonę po studiach, oczytaną, mądrą. Ja jestem tylko po technikum i pracuję na budowie. Mam swoją firmę i dobrze zarabiam. Kocham moją rodzinę i wszystko się dobrze układa, ale jest coś, co w zachowaniu żony bardzo mnie boli. Gdy jesteśmy w towarzystwie, ona bardzo często zadaje mi pytania, na które nie znam odpowiedzi (ona też wie, że ich nie będę znał). Robi to tylko po to, żeby mnie ośmieszyć. Ja się wtedy czuję taki głupi i upokorzony" (...) Karol
Nie może być mowy o dobrym, udanym związku, jeśli małżonkowie nie okazują sobie szacunku. Szacunek to podstawa wszystkiego. Mąż nie będzie kochał żony, ani żona męża, jeśli wzajemnie nie będą okazywali sobie poszanowania. W małżeństwie jest taka zasada: NA JEGO BRAK MIŁOŚCI ONA REAGUJE BRAKIEM SZACUNKU. NA JEJ BRAK SZACUNKU ON REAGUJE BRAKIEM MIŁOŚCI.
Jeśli sami chcemy być szanowani, to musimy pamiętać, że nasze zachowanie też komunikuje innym, jak mają nas traktować. Jeśli sami siebie nie szanujemy, nie oczekujmy szacunku od innych. Poza tym, powinniśmy też chcieć na niego zasłużyć. Ogólnie można przyjąć, że jesteśmy godni szacunku, jeśli mądrze kochamy, wiemy, co jest dobre, sprawiedliwe i prawdziwe, i zgodnie z tym postępujemy w życiu. Jeśli ktoś (np. mąż/żona) otacza nas prawdziwą i głęboką czcią, to oznacza, że uznaje nas za osobę ważną, wartościową i wyraża w ten sposób swoją miłość wobec nas.
Najczęściej szanujemy obcych, a nie szanujemy siebie jako małżonkowie. Jest to wielki błąd. Kiedyś przeczytałam taką wypowiedź Debi Pearl: "Droga kobieto, pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek masz robić jako matka, to kształcić swoje dzieci w szacunku dla twojego męża. Jeśli tego nie robisz, to niszczysz i swoje małżeństwo, i swoje dzieci. Jeśli twój mąż jest 20-procentowym ojcem i uświadomisz dzieciom swoje niezadowolenie, będziesz miała 20-procentowe dzieci; lecz jeśli go będziesz szanować i dzieci będą myśleć, że uważasz go za 100-procentowego męża, będziesz miała 100-procentowe dzieci, a mąż i ojciec będzie stawał się mężczyzną, którym być powinien. Jeżeli ojciec w domu nie jest szanowany, to dzieci, gdy dochodzą do nastoletniego wieku, traktują swego ojca jak ciężar. Oczywiście, gdy są małe, mama jest uważana przez nie za silną, wspaniałą kobietę, lecz gdy dojrzewają, widzą ją tym samym krytycznym okiem, którym ona patrzy na tatę. Każde lekceważące spojrzenie na ojca jest teraz pomnażane i odsyłane jej z powrotem.
A ty mężczyzno, pamiętaj, że najlepsze co możesz zrobić dla swoich dzieci, to pokazać im, jak bardzo kochasz i szanujesz ich matkę". Jest w tym głęboka prawda.
Co jest brakiem szacunku? Okazujesz go mężowi/żonie jeśli:
• używasz wulgarnego języka
• przerywasz jego/jej wypowiedzi
• nie dotrzymujesz słowa
• bałaganisz
• krytykujesz, zwłaszcza publicznie – o krytyce można mówić także wtedy, gdy kontaktujesz się wzrokowo z dziećmi lub kimś innym, w cichej dezaprobacie męża/żony
• nie dbasz o higienę, wygląd
• krzyczysz
• wyzywasz
• zdradzasz
• oglądasz pornografię
• zmuszasz do współżycia
• oglądasz się za kobietami/mężczyznami w obecności żony/męża, komentujesz głośno ich wygląd
• dokonujesz porównań na niekorzyść męża/żony
• gniewasz się i praktykujesz tzw. ciche dni
• kłamiesz
• wyśmiewasz się publicznie z wad, niedoskonałości męża/żony
• jesteś od czegokolwiek uzależniony/a i nie walczysz z tym
• używasz przemocy, szantażujesz
Pamiętaj, że brak szacunku zawsze rozpoczyna się od myśli. Jeśli pozwolisz sobie na wyzywanie współmałżonka w swoim sercu, to wiedz, że kiedyś (może nawet szybciej niż się spodziewasz), przyjdzie moment, że te straszne słowa wypowiesz w jego obecności. A wtedy, na pewno go tym bardzo zranisz. A rany te, niestety, często później będą krwawić przez całe życie.
Prawdziwy szacunek jest sprawą serca, jednak wyraża się go za pomocą powszechnie przyjętych słów i gestów. Swój szacunek okażesz współmałżonkowi przez:
• uśmiech
• spokojny ton
• kulturalny język
• słuchanie bez przerywania
• życzliwość
• słowa uznania i podziwu, np. "kochanie, zrobiłaś naprawdę dobry obiad",
• uprzejme słowa: "dziękuję za ..., cieszę się ..., przepraszam..." itp.
• okazywanie, że jesteś z niego/niej dumny/a
• chwalenie za drobiazgi, szczególnie przy innych
• serdeczne gesty: przytulenie, okazywanie czułości
• grzeczne gesty: przepuszczanie przez drzwi, pomoc
• powstrzymanie się od krytykowania, szczególnie przy dzieciach i obcych osobach
• niewprowadzanie go w stan zakłopotania, szczególnie publicznie
• prawdomówność
Jeśli słowa wypowiedziane wyrażają szacunek, to napisane – w formie listu czy małej karteczki położonej w miejscu, do której współmałżonek często zagląda – mogą mieć jeszcze większą siłę oddziaływania. Czasem takie miłe, przeczytane słowa pod swoim adresem wspomina się i pamięta latami. Spróbuj zrobić taką niespodziankę współmałżonkowi. Na pewno sprawisz mu tym wielką radość.
PSYCHOLOG RADZI: Teściowa może być skarbem
Mam na imię Sławek. Mnie i moje dwie, starsze siostry wychowywała matka. Tata zmarł jak miałem 10 lat. Mama i siostry zawsze bardzo mnie kochały i próbowały rekompensować brak ojca. Gdy miałem 22 lata zakochałem się. Byłem kompletnie zaślepiony. Kiedy przyprowadziłem do domu moją dziewczynę, obie siostry i mama niezależnie od siebie orzekły: „To nie jest kobieta dla ciebie. Jest z zupełnie innej gliny ulepiona, reprezntuje zupełnie inny świat wartości. Ponadto ma cały szereg wad, widocznych gołym (nie zakochanym) okiem.”
Wiele trudu matka i siostry włożyły w ostrzeganie mnie, przekonywanie, otwieranie oczu. Nic nie pomogło. Postawiłem na swoim, doprowadziłem do ślubu. Od tego momentu postawa matki i sióstr zmieniła się radykalnie. Robiły wiele, by być dobrą teściową i szwagierkami. Rzeczywiście, cała ich aktywność skierowana została na to, by wspierać moje małżeństwo. Siostry i mama zaprzyjaźniły się, na ile to było możliwe, z moją trudną żoną. Jednak moje małżeństwo cały czas kulało, przeżywało kryzysy praktycznie od samego początku. W pierwszym roku po ślubie rozegrało się coś, co zaważyło na moim dalszym życiu. Dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia strasznie pokłóciliśmy się z żoną. Nie wytrzymałem i w późne, zimowe popołunie uciekłem od żony. Poszedłem do mamy, mieszkającej niedaleko. Powiedziałem jej, że już dłużej nie mogę wytrzymać, że odszedłem od żony. Mama wysłuchała mnie i kazała wracać z powrotem. Powiedziała: „Twoje miejsce jest przy żonie. Ty musisz być odpowiedzialny za losy swej rodziny...” Nie było wyjścia. Pokręciwszy się trochę po ulicach, wróciłem do żony. Wspólnie spędziliśmy święta. Minęło wiele lat, wychowaliśmy swe, już dorosłe dzieci i mimo, że ciągle są trudności, nasze małżeństwo trwa... Uratowała je moja mądra matka – teściowa, która – jak potem opowiadała - w tamten zimowy wieczór najchętniej przygarnęłaby mnie i utuliła mój ból. Miała nawet ochotę powiedzieć: „A nie mówiłam? To rzeczywiście okropna kobieta, a ty jesteś taki biedny. Dobrze, że wróciłeś, teraz już będzie dobrze”. A jednak wbrew miotającym ją uczuciom postąpiła inaczej...”
Każdy zna chyba wiele pozytywnych przykładów, kiedy teściowie tak szanują małżeństwo dziecka, że w chwilach konfliktów bronią synową/zięcia i usprawiedliwiają przed swym rodzonym dzieckiem. Nierzadko bywa, że dom teściów jest pięknym, pociągającym wzorem miłości rodzinnej, której zięć czy synowa nie zaznali we własnym domu. Jeśli chciałabyś być wspaniałą teściową, taką, do której wszyscy lgną i która nigdy nie jest samotna, to wiedz, że to wcale nie jest takie trudne. Wystarczy trochę wiedzy i poczucia humoru, a więc:
•Nie zapominaj, że wszystkie dzieci – łącznie z twoją synową/zięciem – chcą czuć się kochane, doceniane i potrzebne.
•Niech synowa czuje, że zawsze może na ciebie liczyć i przyjść do ciebie z każdym problemem.
•Nie wypominaj błędów swojej synowej.
•Oczywiście możesz zwrócić jej uwagę, ale w sposób bardzo delikatny np. pytając: „Jak myślisz, a gdyby to i to zrobić tak i tak?”
•Jeśli jesteś przekonana, że twoja zupa jest lepsza od zupy synowej - to naucz ją robić tą zupę. Być może dzięki takiemu zachowaniu zaskarbisz sobie jej sympatię.
•Jeśli lubisz doradzać, to najlepiej na samym poczatku powiedzieć synowej, żeby nie brała sobie twoich rad do serca, bo to taka przywara starszych pań. W ogóle dobrze działa nazywanie głosno naszych wad i obśmiewanie ich. Poczucie humoru zawsze rozładowuje atmosferę.
•Zapytaj zanim pomożesz przy kolacji, sprzątaniu domu czy przestawianiu mebli. Budowanie dobrych relacji z synową polega przede wszystkim na poznaniu pewnych granic.
•Jeśli rozmawiasz z synową, bądź zainteresowana jej osobą, nie wychwalaj pod niebiosa swojej córki, choćby nie wiem co. Nie wiadomo dlaczego, ale między synową, a córką jest jakieś napięcie.
•Nie komentuj fryzury, ubrania, wagi, makijażu, dochodów czy ostatnich zabiegów kosmetycznych swojej synowej, chyba, że chcesz jej szczerze pogratulować.
•Jeśli doświadczysz wrogości, podejrzliwości lub zdystansowania ze strony swojej synowej, bądź cierpliwa. Staraj się powoli budować jak najlepsze relacje i nie gniewaj się na nią. Twój syn zarówno z tobą jak i ze swoją żoną chce utrzymać dobre relacje. Na pewno czułby się źle gdybyście się nie lubiły.
•Absolutnie nie pozwalaj żonatemu synowi czy zamężnej córce na ucieczki do ciebie po kłótni ze współmałżonkiem i nigdy nie gódź się, aby wtedy nocowali w twoim domu. Jeśli raz to zrobisz, masz w synowej/zięciu wroga!
•Zdobądź się na szczerość i luz w relacji z synową lub zięciem. Pochwal zięcia bezpośrednio, a nie za pośrednictwem córki. Spontanicznie powiedz komplement synowej. Od razu wszystkim zrobi się przyjemniej.
•Staraj się nie zrzędzić i nie marudzić.
•Pamiętaj, że twój syn i jego żona mają własne życie. Jeśli chcesz się z nimi zobaczyć, zadzwoń i zapytaj, kiedy będzie to możliwe. Nigdy nie odwiedzaj ich, kiedy tylko masz na to ochotę.
•Naucz się dostosowywać do sytuacji. Na przykład, jeśli twój syn z żoną nie mogą odwiedzić was w Boże Narodzenie, zaproś ich na Wigilię i ciesz się z każdej spędzonej wspólnie chwili.
•Nie dziel wnuków na te bardziej i mniej kochane, mniej lub więcej potrzebujące. Wszystkie wnuki są równe!
•Nie zapomnij o takich słowach jak “Kocham cię” i “Bardzo cię cenię”.
•A na koniec – opowiedz kawał o teściowej. Powodzenia!!!
PSYCHOLOG RADZI: Mężczyzna z syndromem Piotrusia Pana
Polub "Gońca" na fejsbuku
Piszę, bo jestem załamana zachowaniem mojego syna i tracę już nadzieję na to, że on kiedykolwiek się zmieni. Wiem, że zrobiliśmy z mężem wiele błędów wychowawczych, ale tak złego skutku naszych wysiłków naprawdę się nie spodziewałam.
Sebastian ma 29 lat i jest moim trzecim, najmłodszym dzieckiem. Ma już troje dzieci. Pierwsze dziecko urodziło mu się, jak miał 22 lata. Swoją dziewczynę i malutką córeczkę zostawił po kilku miesiącach, a za rok już inna kobieta urodziła mu syna. Dwa lata temu związał się z trzecią partnerką, którą pół roku temu opuścił. Z tego związku też ma synka.
Sebastian wszystkim wokół chwali się swoimi dziećmi, wytatuował sobie ich imiona, pokazuje ich zdjęcia i mówi, że bardzo je kocha, a tak naprawdę to w ogóle się nimi nie zajmuje, nie płaci na nie i nie ma z nimi żadnego kontaktu.
Syna nie trzyma się też żadna praca. Kilka razy przyjmował się do różnych miejsc, ale nigdzie pracował dłużej niż rok. Jest niesłowny, nigdy nie można na niego liczyć, spóźnia się, gubi dokumenty, klucze. Jest po prostu skrajnie nieodpowiedzialny. Za to zamartwia się, jak nie ma za co kupić markowych ubrań, najnowszego modelu telefonu, albo jak koledzy nie zapraszają go na imprezy.
My z mężem czujemy się bezsilni, nie wiemy, co robić, rozmawiamy z nim, krzyczymy, szantażujemy. To wszystko na nic. (...) Czy jest jeszcze dla niego jakaś nadzieja?
Katarzyna
W psychologii istnieje pojęcie syndromu (kompleksu) Piotrusia Pana – nigdy nie dojrzewającego mężczyzny, wiecznego chłopca, który chce się tylko dobrze bawić, ucieka od odpowiedzialności, dorosłości, unika zobowiązań, jest skrajnym egoistą i nigdy nie można na niego liczyć.
W obecnych czasach, możemy spotkać więcej "Piotrusiów Panów" niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy chyba ma w swoim otoczeniu tzw. wdowy: "piłkarskie", "piwne", "garażowe", których mężowie uciekają z domu, od obowiązków, dzieci, w świat hobby czy chłopięcych zabaw. Każdy też chyba zna dorosłych synów, którzy wciąż trzymają się "maminej spódnicy".
Nie jest to jednak zjawisko nowe i towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia. Pierwszym "Piotrusiem" był już biblijny Adam, gdyż nie obronił Ewy, własnej żony, przed szatanem. Gdy była kuszona, on był bierny, stał obok, milczał, a na koniec uciekł.
Mężczyźni z tym syndromem boją się "uwiązania", nie chcą ślubu, wolą tzw. wolne związki. To z ich ust najczęściej słyszy się, że "papierek zabija miłość". W ich przypadku niestety jest to prawda. Kiedy kobieta zaczyna stawiać im wymagania, gdy okazuje się, że posiadanie dziecka to nie tylko zabawa, gdy pojawiają się trudności, kłopoty, oni najczęściej opuszczają swoje partnerki i wypisują się z ojcostwa. Przyczyna jest prosta: w hierarchii wartości takiego mężczyzny ważny jest tylko on, jego potrzeby, dobre samopoczucie, a nie inni ludzie.
Podobnie jest z pracą. Piotruś Pan nie może znaleźć odpowiedniej dla siebie, bo swoje obowiązki wykonuje z musu, jest do nich uprzedzony, nigdy nie ma na nie ochoty, no chyba że może się przy nich dobrze bawić.
Skąd się bierze taki wieczny chłopiec? Najczęściej jest to syn, który dorasta w rodzinie z fizycznie lub psychicznie nieobecnym ojcem i nadopiekuńczą matką. Niestety, nawet najlepsza matka nie nauczy syna, jak być mężczyzną. Dla prawidłowego rozwoju i dojrzewania ważny jest tzw. męski wzorzec, ojciec, który wprowadzi syna w świat dorosłych, pokaże, co dobre, mądre, ważne, męskie. Nauczy go odwagi, zdolności do poświęceń, wierności, odpowiedzialności, samokontroli, uczciwości. Gdyby mężczyźni wiedzieli, jak wiele od nich zależy! Bez dobrych ojców naprawdę trudno o dobrych synów!
"Wieczni chłopcy" mogą się zmienić, ale wymaga to od nich i ich otoczenia wiele pracy. Potrzebny jest im do tego jakiś impuls. Najczęściej impulsem tym jest cierpienie, np. śmierć kogoś bliskiego, wypadek, zagrożenie życia, strata pracy itp., lub uświadomienie sobie, że mimo swego, często zaawansowanego wieku są samotni, bez wartości, w zupełnej pustce, często z problemem alkoholowym. Dużą rolę do odegrania w ich życiu może mieć dobra, prawdziwie dojrzała męska relacja z kimś, od kogo mogą dostać to, czego nie otrzymali od ojca.
Jeśli twój bliski jest "Piotrusiem Panem", to:
• nie akceptuj jego beztroskiego zachowania,
• jasno i wyraźnie dawaj mu do zrozumienia, co ci się nie podoba,
• przerywaj jałowe dyskusje, usprawiedliwienia, a przedstawiaj prawdziwą ocenę sytuacji,
• nie gniewaj się, bądź cierpliwa i zawsze wymagaj, aby cię wysłuchał,
• ucz go na przykładach,
• pamiętaj, że można go częściowo uzdrowić, ale musisz go traktować jak dziecko,
• angażuj go w to, co sama robisz (mycie dziecka, zakupy itp.),
• chwal go, jeśli tylko możesz, on (jak mało kto) bardzo tego potrzebuje,
• po pracowicie spędzonym dniu, pozwól mu odebrać sobie jakąś nagrodę,
• postaraj się, aby mógł porozmawiać z kimś, kto mu uświadomi to, że obowiązki są ważniejsze niż przyjemności,
• pozwól mu poczuć, że nie poradzisz sobie bez niego,
• a jeśli jest to tylko twój chłopak/narzeczony, to pamiętaj, że w związku z nim na pewno będziesz cierpieć.
A może ty sam jesteś Piotrusiem Panem? Jeśli tak, to pamiętaj, że niezależnie jaka była twoja przeszłość, nie jesteś nią zdeterminowany. Możesz nad sobą pracować – obserwować swoje myśli, uczucia, reakcje i starać się zastępować te dziecinne, bardziej odpowiednimi. Stopniowo będziesz widział, jak się zmieniasz. Będziesz coraz szczęśliwszy, a wraz z tobą, twoi najbliżsi.
B. Drozd – psycholog
Mississauga
PSYCHOLOG RADZI: Niedojrzałe dorosłe dziecko
Piszę do pani, bo już nie wiem, co mam zrobić ze swoją córką. Poświęciłam jej 28 lat mojego życia i moim zdaniem już czas, aby się usamodzielniła, założyła rodzinę i wyprowadziła z domu. Ona jest dorosła, a zachowuje się jak małe dziecko – nie gotuje, sprząta tylko i wyłącznie w swoim pokoju, w weekendy biega po imprezach, nie dokłada się do budżetu domowego. Kiedy prosiłam ją, aby wzięła na siebie więcej obowiązków domowych, odpowiedziała tylko, że przecież to ja prowadzę dom. Ostatnio strasznie mnie zabolało, jak córka niby to w żartach powiedziała, że jak zajdzie w ciążę, to ja się będę zajmowała jej dzieckiem. Naprawdę, nie jestem wyrodną matką, ale nie chcę dłużej prać jej rzeczy, czy gotować dla niej obiadów. Chciałabym, żeby dojrzała, spojrzała na siebie krytycznie i zauważyła, że jest z nią coś nie tak. Życie to przecież coś innego niż tylko imprezy i bieganie po znajomych. (...) Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale mam dosyć własnej córki. Krystyna
Wiele jest przyczyn tego, że dorosłe dzieci nie usamodzielniają się. Czasem to sami rodzice świadomie zatrzymują dziecko w domu. Na przykład w obawie przed samotnością, porzuceniem, pozostawieniem "na pastwę" męża/żony, manipulują poczuciem winy dziecka, odwołują się do wdzięczności, lojalności, demonstrują rozczarowanie, potrafią nawet chorować na zawołanie, aby tylko udowodnić dziecku konieczność opieki. Dziecko z nimi zostaje, lecz zazwyczaj prowadzi to do frustracji, nieporozumień i rodzinnych kłótni. Z czasem wszyscy zaczynają się mieć serdecznie dość.
Często też rodzice nie pozwalają dziecku dorosnąć, ponieważ nie postrzegają go realistycznie, to znaczy dorosła córka lub syn wciąż tkwi w ich umyśle jako małe dziecko, wymagające ciągłej opieki, wsparcia i pouczania. Ci rodzice naprawdę boją się o to, że dziecko bez nich sobie nie poradzi. W tym przypadku radziłabym zacząć jak najszybciej budować z dzieckiem równorzędną relację, czyli dorosły – dorosły. Można zacząć od małych rzeczy, np. od używania pełnego imienia zamiast zdrobnień, nieprzypominania o ciepłym ubraniu, gdy na dworze jest zimno, zaprzestaniu budzenia rano i robienia kanapek na drugie śniadanie... Drogi rodzicu: pozwól dorosłemu dziecku dokonywać wyborów, podejmować samodzielnie decyzje i ponosić ich konsekwencje. Oczywiście możesz służyć radą, dzielić się doświadczeniem, interesować się życiem dziecka, ale zawsze przekazuj mu taką informację: "kocham cię, mam do ciebie zaufanie, wierzę, że sobie poradzisz, że wybierzesz dobrą drogę, a ja zawsze będę twoim oparciem, przyjacielem i wiedz, to ty zbierzesz to, co zasiejesz". Pamiętaj, prawdziwa miłość polega na obciążaniu dziecka coraz większą odpowiedzialnością, a nie wyręczaniu go we wszystkim. Taka ciągła opieka rodziców zawsze obniża jego szanse na dojrzałość.
Bardzo często dzieci nie usamodzielniają się i można powiedzieć "pasożytują" na rodzicach z własnego wyboru. Z dorosłości, w którą wchodzą chcieliby tylko wziąć wolność, ale bez odpowiedzialności. Stąd uciekają od jakiegokolwiek wysiłku, nie partycypują w kosztach utrzymania domu, mają problemy w pracy, a liczą się dla nich tylko przyjemności. Inni niechętnie opuszczają dom rodzinny z powodu wygód, jakie tam panują. Mama za nich sprząta, pierze, prasuje, mają swój pokój i podany obiad, więc po co się wyprowadzać, skoro tak jest dobrze? Są to osoby, które robią zwykle tylko to, co im się bardziej opłaca. Jeśli więc widzą ryzyko, że oddzielenie się od rodziców będzie mniej opłacalne niż pozostanie z nimi – nie zrobią tego.
Jeśli jesteś rodzicem i czujesz, że twoje dziecko, które z tobą mieszka, powinno się już usamodzielnić, przeczytaj poniższe porady:
1. pamiętaj, że to dziecko mieszka u ciebie, a nie ty u dziecka, i to ty stawiasz warunki i ustalasz zasady współżycia. Jeśli ono ich nie przyjmuje, to zawsze może zamieszkać gdzie indziej,
2. im dłużej będziesz się poddawać, bezwzględnie akceptować nieodpowiedzialne zachowania, tym dłużej twoje dziecko będzie funkcjonować w chory sposób,
3. jasno określ, czego oczekujesz od dziecka, co mu w domu wolno, a czego nie,
4. nie pozwól, aby dorosłe dziecko własne zrobione pieniądze wydawało tylko na swoje przyjemności, a utrzymywanie jego spoczywało na tobie; powinno ono koniecznie partycypować w kosztach utrzymania domu (część prądu, gazu i innych opłat). Wszystkim to wyjdzie na dobre, a dziecko nauczy się zarządzania pieniędzmi i odpowiedzialności polegającej na tym, że dorosła osoba pracuje sama na siebie,
5. twoja pomoc finansowa musi być traktowana przez wszystkich tylko i wyłącznie jako twoja dobra wola, a nie obowiązek, i to na pewno nie przez całe życie, tylko w razie potrzeby (nauka, choroba, pomoc w spłacie kredytu mieszkaniowego itp.),
6. nie wykonuj wszystkich prac domowych, ale z radością podziel się nimi z dzieckiem – ono musi w końcu doświadczyć, że życie to wielki wysiłek.
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie: ci rodzice, którzy "uwolnili" dziecko, pozwolili mu łatwo odejść z domu, zauważają, że młody człowiek szybko chce do nich wracać, szuka kontaktu z nimi, zaczyna ich lepiej oceniać. Staje się też bardziej niezależne, dojrzałe i przez to szczęśliwsze. A przecież właśnie o to ci chodzi, prawda?
B. Drozd - psycholog
Mississauga
Psycholog radzi: Zdrada przez Naszą Klasę
Zwracam się do pani z problemem, z którym sama sobie nie mogę poradzić. Jestem mężatką z 20-letnim stażem. Mamy trzech, prawie dorosłych synów. Nasze życie małżeńskie było różne, ale ogólnie można powiedzieć, że szczęśliwe. Do czasu. Dwa lata temu mój mąż założył sobie konto na "Naszej Klasie" i nawiązał kontakt ze starymi znajomymi. Wśród nich jest jego dawna sympatia, która dzisiaj jest bezdzietną rozwódką po przejściach. Mąż często z nią rozmawia, pisze e-maile, wymieniają się zdjęciami. I właśnie dzięki tym zdjęciom wiem, że w zeszłym roku, w czasie jego pobytu w Polsce, spotkali się, pływali razem w jeziorze, jeździli konno. Kiedy zapytałam o to wszystko męża, odpowiedział tylko, że zapomniał mi o tym powiedzieć. Gdy mówię mężowi, że ten ich kontakt jest chory, mówi, że przesadzam, i zapewnia, że to tylko "przyjaźń", wspomnienia, i o niczym więcej nie ma mowy. A mnie to boli, czuję się oszukiwana, zaniedbana, zostawiona sama sobie i jest mi z tym bardzo źle. Nasze relacje psują się z dnia na dzień i mam coraz mniej zaufania do męża. Ja po prostu nie wierzę w przyjaźń między mężczyzną a kobietą. A może jednak to ja się mylę? (...)
Agnieszka
Portale typu "Facebook" czy "Nasza Klasa" to miejsca, które niestety dla wielu osób okazały się przekleństwem.
Bilans każdego z tych portali to: depresje (przez porównywanie się z tymi, którym lepiej się powiodło), wiele rozbitych małżeństw, zdrady i rozczarowania, że nie można w cudowny sposób powrócić do kraju lat młodości.
Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, w większości z nas istnieją niezrealizowane marzenia z młodości i sentymentalne wspomnienia typu: "z tamtym/tamtą było cudownie i gdybyśmy się nie rozstali, dziś na pewno byłabym/byłbym szczęśliwsza/wszy". Tak naprawdę tęsknimy za pewnymi emocjami, np. pierwszą miłością, spontanicznością, radością, beztroską, czyli czymś, czego ludzie dojrzali i odpowiedzialni nie mogą w takiej intensywności doświadczać. I należy sobie jasno powiedzieć: powrotu do czasów młodości nie ma. Zmieniliśmy się my, zmienili się ludzie i zmieniły się też miejsca.
Po drugie, nasze dzisiejsze, dorosłe życie obarczone jest kłopotami, obowiązkami i odpowiedzialnością. Często w małżeństwie doskwiera nam brak czułości, nuda, doświadczamy kryzysów, zaniedbujemy siebie samych i siebie wzajemnie. I wtedy zamiast skupić się na pielęgnowaniu związku, zadbaniu o niego, zaczynamy poszukiwać nowych doznań, świeżości, adrenaliny. Gotowe rozwiązanie posuwa nam wtedy Facebook czy Nasza Klasa. Odszukujemy dawną miłość, wysyłamy i odbieramy słodkie teksty, zdjęcia, dowcipy, potem czułości, coraz bardziej otwarte propozycje, w końcu dochodzi do spotkania i zdrady. Kontakty takie zawsze są tragiczne w skutkach. Trzeba pamiętać, że prędzej czy później znów przeżyjemy rozczarowanie, bo sympatia z lat młodości to zawsze zupełnie inna osoba niż ta, którą pamiętamy! Ona też się zmieniła i też dźwiga bagaż różnych doświadczeń. Poza tym, swoim niedojrzałym zachowaniem krzywdzimy siebie, swojego współmałżonka, własne dzieci, jak i również całą rodzinę "nowej, pierwszej miłości".
Wracając do pytania Agnieszki: czy między kobietą a mężczyzną przyjaźń jest możliwa? W małżeństwie jak najbardziej tak, a poza nim – jak pokazuje życie – nie. Prawie zawsze w jednej ze stron, z czasem pojawia się bardzo silne uczucie i pożądanie drugiej osoby. Zaczyna ona pragnąć innej, głębszej relacji i ma nadzieję na coś więcej. Bo czy nie jest naturalne, że dwoje ludzi różnych płci, których łączą różne sprawy, zaczyna patrzeć na siebie pod kątem wzajemnej atrakcyjności? Bardzo szybko wtedy następuje nagły zwrot i z przyjaciółki/przyjaciela stajemy się tylko kochanką/kochankiem.
Jeżeli w taki układ zaangażowane są osoby pozostające w związku małżeńskim, staje się to przyczyną tragedii całych rodzin i naprawdę każda osoba tutaj jest przegrana.
My wszyscy, jeśli nie wiemy, czy postępujemy dobrze, zapytajmy samych siebie: "Czy to, co robię, w co się angażuję, co planuję, będzie służyć dobru mojego małżeństwa?". I pamiętajmy, że od dnia ślubu do końca życia, najważniejszą osobą dla żony ma być mąż, a dla męża żona (nie znajomi czy chore marzenia). Natomiast dla nich obydwojga największą wartością ma być ich małżeństwo. Tylko mając tak ustawioną hierarchię wartości, mamy szansę "wygrać" małżeństwo, a co za tym całe życie.
A jeśli mamy męża/żonę, a ciągnie nas do bliskich kontaktów z osobami płci przeciwnej, to zanim zaangażujemy się w tę "przyjaźń", zastanówmy się, czego brakuje nam w naszym małżeństwie i jak możemy to w nim uzyskać. Po prostu szybko i intensywnie zajmijmy się naprawą swojej relacji ze współmałżonkiem.
Podstawą każdego związku powinno być zaufanie. W przypadku małżeństwa Agnieszki zostało ono nadużyte i teraz konieczne jest jego zbudowanie od nowa. Niestety, nie ma co liczyć na to, że stanie się to z dnia na dzień. Przed nimi wiele pracy. W pierwszej kolejności mąż powinien natychmiast zerwać kontakty z "przyjaciółką" i spróbować odzyskać zaufanie żony. A jeżeli sami nie potrafią sobie poradzić z tą sytuacją, powinni zasięgnąć porady mądrej, życzliwej im osoby lub psychoterapeuty.
Podobno stara miłość nie rdzewieje, a teraz, dzięki współczesnej technice można ją odnaleźć. Tylko, że chyba nie warto...
B. Drozd, psycholog
Mississauga